Nareszcie week-end.
Czasami tydzień jakoś zleci, a czasami tak się wlecze, że strach.
Wraz z oczekiwanym wolnym chwila wytchnienia i czas by co nie co Wam opowiedzieć.
Jak sam tytuł posta brzmi,
domyślacie się zapewne gdzie mnie poniosło.
Tym razem nie tylko były to odwiedziny u rodziny,
ale zaproszenie na ślub.
Od tego się zaczęło.
Takie przyszły do nas zaproszenia.
Dla nas Polaków dość nietypowe, choć by ze względu na kolor.
W kulturze chińskiej kolor czerwony jest symbolem szczęścia, powodzenia i miłości.
Kiedy już wiedzieliśmy, że polecimy na ten ślub powstał temat prezentu ślubnego.
Co by tu kupić polsko - chińskiej parze młodych.
Tu tu znów pomocny okazał się
Zamówiliśmy imiona młodych.
Przepraszam za jakość tych zdjęć, ale były robione w ostatniej chwili.
Dzięki Winnie i Bibi,
którzy zgodzili się na udostępnienie zdjęć z ich uroczystości,
możecie zobaczyć czego byliśmy świadkami w ubiegłym tygodniu.
Zapraszam do oglądania.
|
Tradycyjny strój, tkanina ręcznie haftowana, szyte na miarę. |
|
Poduszki, na których młodzi klękali na błogosławieństwie. |
Soho, chińska dzielnica Chinatown,tam odbyło się wesele,
jednak zupełnie odmienne od naszych hucznych zabaw,
bo bez toastów,bez tańców i śpiewów.
Kolacja w towarzystwie cichutkiej muzyki.
Muszę przyznać, że była to wyjątkowa uroczystość
i niezwykle wzruszająca ceremonia ślubna.
I żyli długo i szczęśliwie...
oby :-)
Na koniec zapraszam na króciutki spacer po mieście.
To wszystko na dziś.
Mam nadzieję, że Wam się podobało.
Pozdrawiam